czwartek

capítulo diez

Siedziałam na szpitalnym łóżku, patrząc jak Martin pakuje moje wszystkie rzeczy. Był teraz jedyną osobą, na której mogłam polegać. Wstałam kierując się ku wyjściu, chwyciłam chłopaka za rękę i chwiejnym ruchem wyszłam z pomieszczenia. Wciąż nie czułam się na siłach. Moja głowa była przepełniona falami, dźwiękiem fal, które obijały się o skały. Ciało, na którym można zliczyć wiele siniaków, zadrapań, niekiedy szwów. Tylko to pamiętałam, reszta ma przyjść z czasem. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że byłam na to gotowa, że zdecydowałam się skoczyć. Lekarz kategorycznie zakazał myślenia o tym wydarzeniu, ale tylko to miałam w głowie.
Wychodząc całkowicie z miejsca, które było przeze mnie znienawidzone od urodzenia, poczułam jak chłodny wiatr muska moją twarz, rozwiewając włosy. Nie lubiłam takiej pogody, ale przecież nie mam na nią wpływu.
Wsiadając do auta, oparłam głowę o szybę i wsłuchiwałam się w jakąś wolną piosenkę, którą zapodało radio. Lubiłam te klimaty, piosenki, które odzwierciedlały moje uczucia.
Niezauważalnie szybko dojechaliśmy na miejsce. Chłopak wyszedł z samochodu, otwierając mi drzwi. Wiedziałam, że nie muszę na niego czekać, więc skierowałam się ku drzwi, zostawiając je otwarte aby Martin nie musiał kłaść walizek na ziemię, aby je otwierać. Wchodząc do środka, coś kierowało mną abym skierowała się na górę, na której znalazłam prawdopodobnie swój pokój.
 - Wspomnienia wracają? - spytał przerażony chłopak, opierając się o futrynę drzwi. Wzruszyłam ramionami, dotykając prac, które wisiały na ścianie. Musiały być moje, pomyślałam szukając wzrokiem innych ciekawostek. Po chwili usłyszałam skrzypienie podłogi, nie odwracałam się, wiedziałam, że blondyn opuścił pomieszczenie. Usiadłam na łóżko starając przypomnieć sobie cokolwiek. Jednak na marne. Pustki w mojej głowie, zwyciężały, nie mogłam sobie przypomnień najdrobniejszego szczegółu. Zrobiłam serię głębokich wdechów, które w połowie przerwały mi wrzaski z dołu.

Justin
Biorąc zeszyt, który przekazał mi lekarz, zastanawiałem się, czy na prawdę powinienem. Felisia nie była ze mną w jakikolwiek sposób związana, a czytając bądź oglądając jej dziennik naruszałem jej prywatność. Miałem także jej telefon. Miałem wszystko, co zawierała jej torebka, ale niestety nie było dane mi jej oddać. Nie chciała mnie widzieć, chodź teraz chciałem to uszanować.

Był po prostu wszystkim. Zaprzeczenia tego wygrały.

Nie wiedziałem kiedy przeczytałem wpis ze środkowej kartki. Niektóre z nich, a raczej większość była czarna, zamazana markerami, długopisami... Jakby miały opisywać jej uczucia. Z lekkim hukiem zamknąłem zeszyt, wkładając go do torebki. Sięgnąłem po telefon, przeciągnąłem małą kłódkę na koniec ekranu, wpatrując się w kolorową szybkę. Nie będąc do końca pewny, czy powinienem, wcisnąłem zieloną słuchawkę, spoglądając na połączenia. Patrząc na końcówkę, nieznanego numeru, który był wybierany ponad 34 razy, zdałem sobie sprawę, że to jest mój prywatny numer. Reszta była także nieznana, ale nie przekraczała dziesięciu wybranych połączeń. Skąd miała mój numer?

Felisia
Schodząc na dół myślałam, że to jedne z moich rodziców, ale słysząc dość piskliwy głos, zdałam sobie sprawę że z pewnością nie należy on do mojej matki, bądź ojca, tym bardziej, że był głosem damskim. Wychyliłam się zza filara, wystarczająco mocno aby mnie zauważyli. Dziewczyna podbiegła do mnie, mocno tuląc. Przez jej ramię, zrobiłam wielkie oczy, kręcąc lekko głową do Martina, na znak, aby powiedział mi kto to jest. Przewrócił oczyma, siadając na krześle robiąc przy tym, jak najmniej hałasu.
 - Ariana, twoja best friend. - zakpił. Dziewczyna momentalnie puściła mu karcące spojrzenie, wracając do oglądanie mnie od stóp od głów.
 - Cieszę się, że wyszłaś z tego bez większych szkód. - westchnęła, spoglądając na blondyna. Uśmiechnęłam się, chodź tak na prawdę wciąż nie wiedziałam kim jest Ariana, ale mogłam się przyznać, że miałam prześwity, które były związane z dziewczyną.
Wzięła mnie na spacer, prowadząc na plażę. Niektórzy mówili mi stopniowo cześć i odwracali się za mną. Wiedziałam dlaczego. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, albo gdyby ktoś się nade mną użalał. Miałam tego dość.
 - Pamiętasz coś? - spytała, chwytając mnie pod rękę.
 - Pamiętam Ciebie. - przyznałam się bez skrupułów. Pamiętałam ją, wspomnienia powoli wracały, była mi bliska. Jedyna rzecz, którą sobie przypomniałam. - Wiesz, chciałabym wszytko wiedzieć, mogłabyś mi opowiedzieć?
 - Nie uwierz, nie chcesz wiedzieć. - westchnęła, spoglądając na widoki. Miejsce też dobrze kojarzyłam. Przez chwilę szłyśmy w ciszy, którą musiałam przerwać. – Nie wiesz, gdzie są moje rzeczy? Nie znalazłam telefonu ani torebki.
 - Z pewnością są gdzieś w wodzie. – powiedziała bez chwili zastanowienia. – Przepraszam, nie powinnam.
 - Nic się nie stało, spokojnie. – westchnęłam. – Wiesz, chciałabym wiedzieć dlaczego to zrobiłam? Patrzę na to z tej perspektywy i wiem, że to był błąd.
 - Byłaś załamana. To co Ci się w życiu przydarzyło… Jezu, nie życzę temu nikomu, nawet największemu wrogowi, chociaż jemu nauczka by się przydała. –zaprzestał na swojej krótkiej wypowiedzi, ściągając klapki i wchodząc do wody na głębokość kostek u nóg. – Pamiętam jak wyjeżdżałaś z Los Angeles z lekkim uśmiechem na twarzy, ze świadomością, że go nie zobaczysz.
  - Kogo? – moja głowa odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni w stronę dziewczyny. Jeżeli wtedy byłam załamana, a zarazem szczęśliwa jak wyjeżdżałam, czyli ta osoba musiała wyrządzić mi krzywdę. Możliwe, że obracała się w moim teraźniejszym towarzystwie.
 - Na to jeszcze przyjdzie pora. – mruknęła pod nosem, przyśpieszając. Pokiwałam głową i ruszyłam za nią. Szłyśmy piaszczystą plażą w kierunku skał. W głowie miałam różnego typu przebłyski, ale wolałam zachować je dla siebie, nie mówiąc o nich nikomu. W taki sposób było mi wygodniej, mogłam sobie wszystko analizować.

Justin
Oglądałem każdą kartkę jej zeszytu. Łzy mimowolnie próbowały się wydobyć z moich oczu, na co nie mogłem sobie pozwolić.

Jak to możliwe? Kocham go, a jednocześnie nienawidzę. Proszę pozwólcie mi zmyć ten cały brud z mojego ciała.

Wpis był stary, widniał 2010 rok, jednak dokładniejszej daty nie było. Zeszyt składał się z doklejanych kartek. Musiała być z nim bardzo związana, chociaż czytając to co pisała, musiała bardzo cierpieć.

Myślę, że gdybym poszła na most, zrobiłabym jeden ostateczny krok zniknąłby cały ból. Jednak czy bym była do tego zdolna?

Rok ten sam. Ona naprawdę tego pragnęła. Była skryta, ponieważ bała się nowego otoczenia. No pewnie, przecież ktoś znowu mógłby ją skrzywdzić, pomyślałem.
Zamykając zeszyt, spakowałem go do torebki, wrzucając tam także telefon. Wsadziłem ją do plecaka, schodząc z klifu. Od razu zmieniłem kierunek, nie chciałem ich spotkać, nawet jeżeli ma tymczasową amnezję, pamięta mnie ze szpitala. Przez całą drogę do domu, moje myśli plątały się wokół jej osoby. Wchodząc do domu uderzyła mnie fala smażonych naleśników, a zaraz zza rogiem czekała mama oparta o filar z fartuchem w prawej ręce.
  - Nie mam ochoty na jedzenie. – oznajmiłem, omijając ją i wchodząc na górę. Swoją sylwetkę stanęła naprzeciwko mnie, zagradzając mi tym samym drogę. – Mamo, proszę. Jestem zmęczony, jedyne co teraz chcę to położyć się spać. – wymamrotałem, nasłuchując się odpowiedzi.
  - Justin. Nie pytam się na co masz ochotę, ja ci karze iść do kuchni, przysiąść do stołu i zjeść obiad. – wskazała na kuchnię, z której ulatniały się tak piękne zapachy. Przewróciłem oczyma, przechodząc do wskazanego przez matmę pomieszczenia. – Wyglądasz jak wrak człowieka. – westchnęła, podając mi talerz. 
  - Tak wiem. – przyznałem się, mieląc w ustach jedzenie. Po skończonym posiłku odłożyłem talerz do zmywarki i gdy wychodziłem z kuchni, zatrzymałem się na chwilę odwracając głowę w stronę mamy. – Mamo, chciałabym cię przeprosić. Teraz dużo rzeczy dzieje się w moim życiu i możliwe, że odbija się to na tobie, czego uwierz nie chcę, ale nie umiem temu zapobiec. Jeszcze raz przepraszam. – dokończyłem, i nie czekając na odpowiedź ruszyłem ku górze. Będąc już w pokoju położyłem plecak na łóżko, wyciągając z niego torbę Felisi. Kładąc jej telefon na biurku, ukradkiem zauważyłem 1 nieprzeczytaną wiadomość, której wcześniej nie było. Mimo tego, że nie powinienem otworzyłem ją czytając krótką wiadomość. Bezzwłocznie zabrałem torebkę pakując ją do plecaka i wybiegłem z domu. 


Za 30 minut na pomostku. Chcę odzyskać torebkę Felisi.
Ariana



od autorki: połowę tego rozdziału miałam napisaną już dawno, ale nie mogłam się zebrać, wiedząc, że zawiodłam parę osób i tłumaczyłam się brakiem weny, kiedy w mojej głowie był istny chaos z napływu pomysłów na bloga. Teraz wróciłam, mam plany i nie zamierzam ich zaprzepaścić. Przepraszam za tak długą przerwę, z pewnością ubyło mi czytelników, chciałabym jeszcze przeprosić za to, że was zawiodłam, ale teraz postaram się to naprawić. Cóż życzę wam miłego czytania : )